O systemie oceniania

Wszystkie albumy które słucham oceniam najpierw w serwisie Rate Your Music, skala ocen jest tam jednak tak mało szczegółowa, że dopiero oceny, które wystawię tu są w pełni miarodajne i oddające mój stosunek do danego albumu.

Wystawiam oceny w skali od 0 do 10, zwracając uwagę na to, czy muzycy w trakcie tworzenia płyty mieli ambicje stworzyć coś nowatorskiego, czy chcieli nagrać coś bezpiecznego, rzemieślniczo wykonując coś, co zostało już dawno temu wymyślone, bez żadnego wkładu własnego, bazując na sprawdzonych patentach. Ambicje to jednak nie wszystko - liczy się wykonanie. Co z tego, jeżeli wykonawca chciał stworzyć coś oryginalnego, ale zabrakło mu pomysłu, warsztatu lub po prostu jaj by wykonać to w zadowalający sposób? To jednak pół biedy - gorzej jak muzyk nie ma ambicji, ale za to potrafi wyczyniać karkołomne sztuczki na swoim instrumencie i komplikując proste kompozycje udaje, że tworzy wielką sztukę. Albo angażuje kilku innych wymiataczy, orkiestrę i stu kobziarzy, po to żeby prostacką pioseneczkę rozciągnąć do 10 minut i kilkunastu tematów? Gdy przyłapię na takiej działalności to krew się poleje. Ostatnim czynnikiem na który zwracam uwagę jest produkcja i brzmienie. W wielu wypadkach nie zależy od muzyków,  a od wszelkiej maści techników i producentów, dlatego nie ma ona wielkiego wpływu na ocenę. Muzycy nagrali świetne, niebanalne kompozycje, ale ktoś spaprał brzmienie? To smutne, ale przecież w żaden sposób nie umniejsza to ich umiejętności i ambicji, więc nie tnę z tego powodu ocen. Niedobrze zaczyna być dopiero wtedy, gdy muzycy grają banalne rzeczy, bez żadnej własnej tożsamości, nie przykładając się nawet do gry na swoich instrumentach, ale sprytny producent tak ustawi brzmienie, że będzie odwracało uwagę od wykonawczych mielizn. Wtedy nota topnieje jak bałwan w tropikach... Nie biorę pod uwagę wpływowości - kiepska muzyka również może być źródłem inspiracji dla setek wykonawców i nie świadczy to o jej jakości.  Ciekawie sprawa ma się z tekstami. Te biorę pod uwagę tylko w jednym wypadku: gdy mają odwrócić uwagę od niskiej jakości muzyki, bądź być głównym elementem przyciągającym do danego wykonawcy. Tnę równo za wszelkie plagiaty.

Oceny wystawiam jak najbardziej obiektywnie, biorąc pod uwagę walory o których wspomniałem wyżej. Jedynie noty 0 oraz 10 mają w sobie bardzo duży ładunek subiektywny i gdy już raz na 100 lat je wystawie, mogą być bardzo dyskusyjne.
 
10 (ocena widmo) - album perfekcyjny, nie dość że nie znajduję na nim żadnych wad to jeszcze słuchanie go daje mi uczucie spełnienia. Po zapoznaniu się z takim albumem staje się on cząstką mnie, bez której byłbym odczuwalnie uboższy. W zasadzie powinien on natychmiast dołączyć do baterii witamin które łykam co rano, bo po dłuższym odłogowaniu go mogę zacząć niedomagać.

Lub mniej natchnionym, młodzieżowo-chodnikowym językiem: płytka ociekająca zajebistością.

9 - album, który moim zdaniem nie ma żadnych wad - musi więc on wnosić do muzyki coś autentycznie nowego - przy czym nie może być też takiej sytuacji, że to nowe będzie czymś pozbawionym wartości artystycznej, bądź w ogóle hochsztaplerską sklejką dźwięków udającą muzykę. W żadnym wypadku nie może być powielaniem patentów innych wykonawców bądź tworzeniem kolejnych kopii własnego albumu - cięcia za to będą ogromne.

8 - taka płyta jest na wysokim poziomie i słychać, że wykonawca ma ambicje żeby grać muzykę wartościową, ale gdzieś podwinęła mu się noga i nie cały longplay trzyma bardzo wysoki poziom. Ale słabsze fragmenty nie rzutują mocno na przyjemność ze słuchania

7 - można tu znaleźć wyraźnie słabsze fragmenty, które co gorsza potrafią wzbudzić chęć przejścia do kolejnego utworu, dalej jednak jest to płyta do której chce się wracać, chociażby by dać szansę tym mniej udanym utworom. Ewentualnie album już nie tak rozwijający (choć jeszcze nie jeden z tych nagranych z bardzo niskich pobudek), ale za to bardzo dobrze wykonany.

6 - krążek przyjemny, ale przy tym niewiele wnoszący, albo mocno sinusoidalny - są fragmenty zarówno bardzo dobre jak i tak słabe, że w żaden sposób nie da się ich obronić. Ale zwykle nie jest to stracony czas.

5 - jest tu jeszcze mniej fragmentów udanych, przez co słuchanie tego uważam za stratę czasu. Słabe fragmenty mocno osłabiają przyjemność ze słuchania. Może to być też wyłącznie przyjemny zabijacz czasu, który włączam z pełną świadomością, że mógłbym spędzić te kilkadziesiąt minut zdecydowanie bardziej konstruktywnie i rozwijająco.

4 - album, który, nawet jeżeli ma jakieś lepsze fragmenty, to przy słuchaniu całości skutecznie są one zagłuszane przez bardzo mizerną resztę. Także płyta, która nie dość, że nie rozwija, to nawet nie sprawia żadnej przyjemności.

3 - na pewno nie jest to bardzo przykre doznanie, ale przecież wydanie takiego bezpłciowego grajła, które ani ziębi ani grzeje, też nie powinno być dla muzyków powodem do dumy. Jeżeli mam dobry dzień, to mogę pobawić się w wycinankę i pojedynczo słuchać utworów w poszukiwaniu czegokolwiek lepszego. Jeżeli zły - płyta leci za okno. Lubisz frisbee?

2 - słuchanie wzbudza wyraźne uczucia negatywne, chociaż jeszcze ani nie powoduje dolegliwości somatycznych, ani nie można utożsamiać go z doświadczeniem traumatycznym. Lub bardzo dobry album, pod warunkiem, że za punkt odniesienia przyjmiemy zespoły występujące na juwenaliach.

1 - decydując się na wydanie tego muzycy musieli być albo skrajnie głupi, albo na tyle bezczelni, że uznali że ludziom się to spodoba. Niestety, często mieli rację. Ja jednak się na to nie nabiorę. Gówno trzeba nazywać po imieniu.

0 (ocena widmo) - mógłbym stwierdzić: to jak 5.0 tylko na odwrót - i w zasadzie tak jest, ale tutaj pozwolę sobie napisać więcej niż jedną linijkę:  zarzuty: znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad słuchaczem, poprzez bombardowanie go dźwiękami, które w życiu nie powinny się wydostać poza upośledzoną wyobraźnię rzępołów za nie odpowiedzialnych; doprowadzenie słuchacza do zniszczenia własnego mienia (sprzęt grający i wszystko co znalazło się w zasięgu w trakcie trwania płyty); narażenie go na utratę zdrowia psychicznego i fizycznego poprzez serwowanie mu częstotliwości, do których nie jest przystosowane ludzkie ucho; liczne oszustwa (nazywanie swojej twórczości "muzyką" i wyłudzanie od nieświadomych ludzi pieniędzy poprzez wciskanie im "koncertów", płyt, koszulek i szczoteczek do zębów z logiem wykonawcy). Wyrok - dożywotni zakaz zbliżania się do jakiegokolwiek instrumentu poza trąbką od roweru i krowim dzwonkiem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz